Jego relacja w dużej mierze obalała mity, które narosły wokół Indii. Przeciętnemu Europejczykowi kojarzą się one bowiem z obrazami, jakie można zobaczyć w bollywoodzkich filmach, z chodzącymi po ulicach słoniami i budowlą Tadź Mahal - jak się okazuje, wcale nie największą i najbardziej reprezentatywną, chociaż na pewno najbardziej znaną. Mitem są też wszechobecne słonie - te, owszem, można spotkać, ale tylko w niektórych regionach i wcale nie tak często, jakby mogło się wydawać.
Indie jako kraj kontrastów, w którym nie ma stanów pośrednich. Ludzie żyją albo w niewyobrażalnym bogactwie, albo w skrajnej biedzie. Budynki albo wręcz ociekają złotem, albo są zrujnowanymi ruderami - takie przykłady można mnożyć. Podróżnik zauważa również, że drugie imię Indii to... chaos. Przepisy ruchu drogowego nie istnieją, pierwszy jedzie ten, kto ma większe auto i głośniej trąbi. Pociągi przyjeżdżają z tygodniowym opóźnieniem i nikogo to nie dziwi. Jedzenie niekiedy sprzedawane jest prosto z ziemi i również nikt nie robi z tego problemu.
- Ta wyprawa zmieniła moje spojrzenie na wiele spraw i przesunęła myślenie o granicach, w jakich może żyć człowiek - podsumowuje Piotr Kowalczyk.